Zwykle słyszymy anegdoty o amerykańskich naukowcach. Tym razem jednak skupimy się na marketingowcach. Al Ries i Jack Trout wnieśli wiele do branży. To dzięki nim pojęcie „pozycjonowanie” stało się powszechnym terminem w marketingowym świecie. To także oni opracowali 22 prawa marketingu, które stały się swoistymi „przykazaniami” dla tych, którzy uczestniczą w konferencjach i webinarach o różnej wartości. Choć szanuję weteranów branży, postanowiłem stworzyć własny zestaw marketingowych zasad. Zestaw będący swoistą odpowiedzią na ich dzieło.
Oczywiście, masz pełne prawo nie zgadzać się z moimi poglądami. Ja natomiast mam prawo się tym nie przejmować. A wiesz dlaczego? Bo jestem pewny, że mamy rację. Ten tekst ma charakter otwarty – dopisuję nowe zasady, gdy tylko przyjdzie mi coś ciekawego do głowy.
I jeszcze jedno…
Ten tekst jest jak życie – nie traktuj go zbyt poważnie. Chyba, że planujesz ze mną współpracować. Wtedy lepiej dokładnie przestudiuj każde z naszych praw.
I. Prawo pierwszeństwa – lepiej być pionierem niż liderem
Lepiej być pierwszym niż najlepszym. To fakt. Niezależnie od tego, jak bardzo krytykuje się Apple za ceny i innowacje, trzeba przyznać, że firma ta wielokrotnie zdobywała największy kawałek tortu. Ich innowacje budzą podziw (przynajmniej kiedyś), a jednocześnie wywołują falę krytyki z powodu wysokich cen. Efekt? Ludzie narzekają, ale i tak kupują. Biznes się kręci.
Przenieśmy się na drugi koniec świata – Xiaomi. Ten gigant z Chin obrał prostą, a zarazem skuteczną ścieżkę: oferować dobry sprzęt za niską cenę. Zaskakujące, że to oni byli jednymi z pierwszych, którzy wpadli na ten pomysł w branży technologii mobilnych. Owszem, był jeszcze Huawei, ale emocje związane z marką „prosa” są zupełnie inne.
Lei Jun wstrząsnął rynkiem, oferując produkty w atrakcyjnych cenach. Spełnił marzenia jednych, irytując innych. Prawda jest taka, że nigdy nie dogodzisz wszystkim. Trzeba to zaakceptować.
Memy z hasłem „Xiaomi lepsze” pewnie będą pojawiać się przy każdej premierze konkurencyjnych produktów. I co z tego? Konsumenci polubią to, po czym poszukają najtańszego miejsca, gdzie mogą kupić nowy smartfon, odkurzacz czy drona tej marki.
Potem klikną „Kup teraz” i przeleją odpowiednią kwotę do jakiegoś azjatyckiego sklepu, gdzie będzie jeszcze taniej niż w Polsce.
Nie stworzymy drugiego iPoda, ale jedno jest pewne: im bardziej kontrowersyjnie działasz, tym większe zainteresowanie wzbudzasz. Nawet jeśli mówią o Tobie źle, to wciąż mówią. Po kilku razach Twoja marka zostanie zapamiętana. Ważne, aby nie wypalić się po pierwszym uderzeniu. To jak zrobienie dobrej gry wstępnej i zakończenie zabawy po 30 sekundach.
II. Prawo kategorii – jeśli nie możesz być pierwszy, rób swoje
W oryginale mówili, żeby stworzyć własną kategorię. Zawsze warto próbować. „Tylko ci, którzy są wystarczająco szaleni, by myśleć, że mogą zmienić świat, faktycznie go zmieniają”. Problem w tym, że tylko nielicznym się to udaje.
Nie zawsze na lepsze. Wystarczy zajrzeć do podręczników historii XX wieku.
Zapytaj snujące się po zakamarkach metropolii ludzkie duchy o ich historie. Zapewne większość to ci szaleńcy, którym się jednak nie udało.
Rób swoje. Rób to, co kochasz. Czasami przerost formy sprawia, że zapominamy o treści. Pytanie o ulubioną restaurację jest ok na randce, ale jeśli chcesz otwierać popularny lokal, lepiej zapytaj, gdzie ludzie jedzą najczęściej.
III. Prawo skojarzeń – lepiej wywołać negatywne skojarzenie niż żadne
Sam nie wierzę, że to mówię, ale… wpisz w Google „Marta Linkiewicz”. Co widzisz? W 2015 roku ta nieznana dziewczyna z Warszawy opowiedziała na swoich mediach społecznościowych o swojej ciągnącej się przez kilka kwadransów przygodzie z zespołem Rae Sremmurd.
Efekt? Polscy fani rapu zaczęli sprawdzać, kim właściwie są Rae Sremmurd.
A Marta? Nie zniknęła jak wielu uczestników reality show. Przeciwnie, zaczęła konsekwentnie budować swoją popularność. Może jej mama nie jest dumna z faktu, że córka ma swoje wideo w dużym serwisie dla dorosłych (nakręcone w wagonie PKP), ale Marta raczej się tym nie przejmuje. W ciągu kilku lat stała się rozpoznawalną influencerką.
Poza współpracą z wieloma markami, Marta zyskała jeszcze jedną przyjemność z bycia celebrytką – walki w klatce FAME MMA. Choć miliony ludzi mogą jej nie lubić, ona i tak dobrze na tym wychodzi.
Nie jestem pewny, czy prawa marketingu Ries’a i Trouta przewidziały takie sytuacje, ale czasy się zmieniają. Czas na aktualizację.
PS. Mam zdjęcie z Martą!
IV. Prawo percepcji – marketing to nie walka o produkty, to walka o pieniądze
Na końcu zawsze chodzi o pieniądze. Tak było, jest i będzie. Chyba, że wrócimy do epoki kamienia łupanego i wszyscy staniemy się jak Fred Flinston. Póki co, bliżej nam do świata Jetsonów, więc zwolennicy kultu pieniądza mogą kontynuować swoją misję.
Bez pieniędzy nie ma działań marketingowych. A bez dobrego marketingu trudno zarabiać. To odwieczny problem budżetów. Wiele firm myśli, że Facebook jest darmowy, a zdjęcia można po prostu brać z Google.
Niezależnie od skali działania… Bez funduszy na reklamy na Facebooku i pomysłowego prowadzenia kanałów w social media, lepiej od razu dać sobie spokój.
V. Prawo koncentracji – najważniejsze jest zdobycie portfeli klientów
I znowu wracamy do pieniędzy. Prawa marketingu sprowadzają się do jednego – każdy dąży do zysków. Aby je osiągnąć, trzeba mieć strategię. Sama chciwość nie wystarczy, trzeba też pomyśleć o tym, jak przyciągnąć klientów, którzy będą generować te zyski.
Klient to ktoś, kto chętnie wyda pieniądze na produkt lub usługę, bo tego chce, a nie dlatego, że musi. Oczywiście, nie dotyczy to wszystkich produktów. Chleb w jedynym sklepie w małej wiosce pod Orlą nie poleży długo na półkach. To produkt niemal pierwszej potrzeby. Jeśli jednak planujesz oferować dania kuchni azjatyckiej w dobrej dzielnicy, spróbuj stworzyć potrzebę zamawiania właśnie u Ciebie.
Bez narzekania. Klient nasz pan. Jeśli chce płacić kartą, to daj mu taką możliwość. Ludzie są leniwi, dlatego wolą wydawać pieniądze tam, gdzie jest to łatwe i wygodne.
VI. Prawo pamięci – zapisuj swoje najlepsze pomysły
Ile razy zasypiając miałeś genialny pomysł, który zniknął po przespanej nocy, jak dziewczyna poznana na dyskotece? Mi się zdarzają takie sytuacje nieustannie. Rada jest prosta – zapisuj swoje najlepsze pomysły. Trzymaj notatnik przy łóżku i mimo zmęczenia znajdź siłę, by przenieść myśl na papier.
Ja niestety tego nie robię.
VII. Prawo kompetencji – trzeba czuć ten klimat
Każdy z nas ma swoje powołanie. Jeden ma talent do interesów i sprzedaje skarpetki z Chin na bazarze. Inny zostanie duchownym. Jeszcze ktoś inny ożeni się z córką dużego przedsiębiorcy i po ślubie trafi do działu marketingu teścia.
Nie ma problemu, jeśli faktycznie czuje temat. Niestety, często bywa inaczej. Znamy wiele osób, które chcą pracować w marketingu, choć nie mają o nim pojęcia. Znamy też przedsiębiorców, którzy „wiedzą lepiej,” przez co ich pracownicy szybko się zniechęcają.
Marketing wymaga kompetencji. Szkoła tego nie nauczy. Może jedynie dobry nauczyciel dostarczy inspiracji. Ten temat trzeba czuć.
VIII. Prawo czasu – efekty wymagają cierpliwości
W jednej kwestii zgodzimy się z „białymi kołnierzykami” – marketing to proces, który wymaga czasu. Nic nie dzieje się od razu. Nawet jeśli działasz z rozmachem, na efekty trzeba poczekać. Warto więc się nie poddawać.
Niestety, wielu właścicieli firm tego nie rozumie i oczekuje rezultatów jeszcze zanim zatrudnią marketingowca czy rozpoczną kampanię. Szkoda tracić na nich czas. Chyba, że wynagrodzenie jest na tyle wysokie, że warto zaryzykować nerwy.
W razie pytań, skontaktuj się ze mną. Kontakt masz >TUTAJ<.